Po jajach do celu! Niemoralna taktyka Uli

Ta informacja zdemoralizowała wszystkich pracowników DrTusz.pl. Na rozwiązanie tej zagadki wydano wszystkie pieniądze przeznaczona na słodycze i chipsy. Zainstalowano kamery, założono podsłuchy, nawet powstał specjalny zespół ds. dziwnych zbiegów okoliczności.

Wszystko zaczęło się od niecodziennego zdarzenia w socjalnym. Przychodząca najwcześniej na poranną kawę Aneta dostała szoku, gdy zorientowała się, że w kolejce po kawę ustawiony był już kubek Uli.

To bardzo dziwne – opowiada zaintrygowana pracownica – zawsze jestem pierwsza i nigdy nikt nie zajął kolejki przede mną. Stojący kubek Uli to sygnał, że ktoś już był tu przede mną i wymusił pierwszeństwo. Ula? Na pewno nie, nie było jej jeszcze.

Sytuacja była tym dziwniejsza, że za chwilę pojawił się Aleks i jak gdyby nigdy nic, zrobił Uli kawę i ją zaniósł na biurko nieobecnej jeszcze koleżanki.  

Niepokojący przykład koleżeńskiej pomocy odnotował także Karol.

„Parking przed firmą nie jest przesadnie duży, dlatego lepiej się nie spóźniać, jeśli przyjeżdża się do pracy autem. Byłem jak zawsze o 7:58, wypatrzyłem jedno miejsce i podjechałem, żeby je zająć. Jakie było moje zdziwienie, gdy okazało się, że widnieje tam tabliczka „Miejsce na samochód Uli, nie zastawiać – Marcin G.” Nie znoszę takich praktyk, z jakiej paki ktoś komuś rezerwuje miejsce? – zastanawia się oburzony Karol. – przez takie coś musiałem zostawić samochód na płatnym parkingu, kto mi zapłaci za bilet?!

Inny pracownik, chcąc pozostać anonimowym widział na własne oczy, jak dozorca otwiera zawsze zamknięte  drzwi do pawilonu Lider, wpuszcza Ulę i zamyka drzwi na zamek. – „To nie lada przywilej, wejść głównym wejściem o 7:30. My nawet o 8:30 musimy wchodzić do pracy przez drzwi znajdujące się na drugim końcu budynku. Proszę sobie wyobrazić mój szok! Skąd takie chody?

Miarka przebrała się jednak kilka dni temu – Ula jako jedyna została zaproszona przez Kasię Z.  na casting do legendarnego viralowego TikToka firmy DrTusz.  „Nikt poza nią o nim nie wiedział, a gdy film pobił rekordy wyświetleń, dziewczyny dostały od szefów wielki zestaw sushi” – mówi poirytowana Monika.

Pracownicy powiedzieli DOŚĆ i rozpoczęli własne śledztwo. Co łączy Aleksa, Górę, pana dozorcę i Kasię? To pytanie spędzało sen z powiek rzetelnym pracownikom firmy.  

Okazało się, że wszystkiemu winne są jaja Uli. Świeże, ekologiczne z wolnego wybiegu stały się 'must have’ i rozchodziły się jak świeże bułeczki. Niezależne źródła podają, że interes Uli nie był dla niej zbyt dochodowy i ceny jajek były tańsze niż Biedronce.

Dodatkowo obowiązywała kolejka na zamówienia i tylko jeden pracownik tygodniowo mógł kupić jaja od Uli. To wzbudziło w niektórych niezdrową rywalizację o względy Uli i przysporzyło innym pracownikom wielu frustracji.

Zastanawiamy się, czy Ula zna skalę problemu? Zapytana o komentarz odpowiada wymijająco: – To chyba jakieś jaja. Ludzie zawsze są dla mnie po prostu mili.